-A i jeszcze latawiec. To było wcześniej z kolei. Ojciec
postanowił że będziemy puszczać latawca. Nawet pożyczył od kogoś książkę
-I on tego latawca według książki budował?
-No. Pamiętam obrazki. Te chińskie latawce, piękne i
kolorowe jak smoki. Też myślałam że będziemy taki mieć. Albo chociaż że te
takie kolorowe tasiemki na ogonku będą. No nie było. Latawiec był z papieru w
strasznie szkaradnym kolorze.
Pomarańczowo beżowy. No więc pojechaliśmy go wypuścić, na najwyższe wzniesienie.
Wiatr był jak chuj, a latawiec nic. Ani
w ogóle trochę. Ojciec zawiózł nas nawet w inne miejsce, po przeciwnej stronie
kotliny. I też nic. Ale wiesz, tam była stara gazeta . I ja puściliśmy. Bez
sznurka, tak po prostu do góry, jak się
wypuszcza z rąk gołębia. Jak ona latała!
Pięknie było. To był chyba listopad. Smutny szary dzień. A my? Euforia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz