-Bo ja takiej audycji ekonomicznej słucham. W radiu Tok fm.
I ją powadzi dziennikarz Tadeusz Mosz. I on zaprasza ludzi o długich i pięknie
brzmiących tytułach. Prezesów, partnerów i menadżerów. I oni tam sobie miło
gawędzą o różnych akcjach, tendencjach, wzrostach i spadkach. Aprecjacjach i deprecjacjach.
I dawno nie byli na Podkarpaciu. Ale
najbardziej wkurzył mnie Tadeusz Mosz ze wskaźnikami wzrostu. Bo to ja się tu
błocę i na mnie pada. Deszcze
świętojańskie aktualnie. To jest moja
droga życiowa do nikogo nie mam o to
pretensji. Ale jasny ludowy wkurw mnie zbiera, jak on mając te swoje prawa
emerytalne i święte oburzenie na niewydających paragonu i nieozusowanych przydrożnych sprzedawców
jagód z Białostocczyzny a nade wszystko świeżo wydrukowane szeleszczące kartki cieszy się
i triumfuje, że wzrasta ilość polskich firm w Niemczech. I że takie postępy i
biznesy robimy na zachodzie. My, jako naród w sensie. I ja, ogrodniczka w błocie grzebiąca mogę mu zanalizować ten
wskaźnik. Że ci przedsiębiorcy kładą kafle w Kartuzach i Lęborku. I w Niemczech
nigdy nie byli. I tylko zus w tam płacą
bo taniej. Ale to jemu za analizowanie płacą.
I odczuwam to jako głęboką życiową niesprawiedliwość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz