-Dobre to wino.
-Dobre. Chilijskie. Z owocami leśnymi. I pachnie czekoladą i
dymem.
-Pyszne. Ale
najlepsze piłam w Izraelu. Nazywało się King Dawid. Taki tamtejszy jabol szabasowy. Białe słodkie. Bo wiesz, są takie wina lejt harwest. Winogrona są maksymalnie dojrzałe, za chwilę zgniją. Lepsze
już nie będą. No i to wino smakuje później jak sok winogronowy. Bardzo słodkie.
Strasznie się nim upiłam na plaży w
Ejlacie. Z ciągiem dalszym.
-Opowiedz.
-Spaliśmy pod Szeratonem. Bardzo fajna miejscówka. Dawała mi
poczucie bezpieczeństwa
-Pod Szeratonem. A dlaczego nie Holiday Inn? Logo nie
wzbudza zaufania?
-Nie. Frymuśne jakieś pozawijane i bez sensu.
-To co z tym Szeratonem?
- No koło tego Szeratona,
był taki las na wzgórzu. To znaczy wieczorem mi się tak wydawało. Jak
tam poszliśmy. No może przesadzam, że las.
Bardziej parczek. Ale taki gęsty, z krzewami. To było zupełnie magiczne,
było ciemno, ciepło i upiłam się szabasowym winem.
-Narąbałaś się i wulgarnie poszłaś w krzaki pod Szeratona.
-No przecież właśnie ci mówię, że nie wulgarnie, tylko
przepięknie i magicznie. Tylko rano jak szłam po jogurt okazało się, że to nie
był parczek.
-Aaa. Trzy drzewa?
-Pięć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz