czwartek, 5 lipca 2012

Euforia



-A i jeszcze latawiec. To było wcześniej z kolei. Ojciec postanowił że będziemy puszczać latawca. Nawet pożyczył od kogoś książkę
-I on tego latawca według książki budował?
-No. Pamiętam obrazki. Te chińskie latawce, piękne i kolorowe jak smoki. Też myślałam że będziemy taki mieć. Albo chociaż że te takie kolorowe tasiemki na ogonku będą. No nie było. Latawiec był z papieru w strasznie  szkaradnym kolorze. Pomarańczowo beżowy. No więc pojechaliśmy go wypuścić, na najwyższe wzniesienie. Wiatr był jak chuj,  a latawiec nic. Ani w ogóle trochę. Ojciec zawiózł nas nawet w inne miejsce, po przeciwnej stronie kotliny. I też nic. Ale wiesz, tam była stara gazeta . I ja puściliśmy. Bez sznurka, tak po prostu do góry,  jak się wypuszcza z rąk  gołębia. Jak ona latała! Pięknie było. To był chyba listopad. Smutny szary dzień. A my? Euforia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz