poniedziałek, 7 maja 2012

Most


-Słuchaj, taki most pośrodku niczego na Sanie. Z desek. Niedorzeczny taki. Z dala od głównej drogi. Męczy mnie. To się zdarzyło? Czy to był sen?
-Za Krasiczynem. To się zdarzyło. I było jak ze snu. Zjeżdżaliśmy Pogórzem Dynowskim
-Taką serpentyną z widokami?
-No... Pięknie było. Późne popołudnie. I na burzę się mocno zbierało. Byliśmy pewni że pierdolnie i to z fajerwerkami.
-I nic się nie stało?
-Nic. Ani jedna kropla nie spadła. W chuj niemożliwie rzadki stan świata.  Ciemność i   świetlistość razem obok w bezruchu.
-Tutaj tak nie ma
-Nie. Tak  tylko w Przemyślu było. A ten most nie był taki niedorzeczny. Dało się po nim normalnie autem przejechać. Przejechaliśmy.
-Ale on tak jakoś wyrastał z  krzaków. Pośrodku niczego.
-Tak. Starej kobiety   pytaliśmy. W chustce. Pamiętasz ?
-I takie bloki tam były, tak? W drzewach i chaszczach?
-Były. Popegeerowskie. I potem wąska dziurawa wąska asfaltówka, krzaki, i nagle rzeka i most wiszący. I chmury. I elektyczność przedburzowa.. Jak w I can get no satysfaction . Jak  przed orgazmem  po amfie. Czas się rozlazł  zatrzymał i utknął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz