piątek, 30 grudnia 2011

Pytanie o trwałość świata




-Otworzyłam dzisiaj pudełko z jabłkami. Tymi malutkimi, rajskimi. Wiesz jak zapachniało?
-Zapachniało,  bo zamknięte i zapach się skoncentrował.
-Poczekaj. Zapach to cząsteczki nie? Z  punktu widzenia fizyki. I pachnienie polega na tym, że te cząsteczki odrywają się od przedmiotu pachnącego i rozprzestrzeniają po świecie.
-Tak to mniej więcej działa.
-To popatrz . Wszystko pachnie. Nawet kosmetyki  bezzapachowe. Też.
-Pewnie tak. Może.
-Śnieg, mróz,  powietrze. Woda. Liście.
- Aha…?
-To jak te cząsteczki się rozchodzą…to nie myślisz, że świat trochę znika?
-Trochę, może .
- I tak  od tysiącleci.   To jak to możliwe że jeszcze istniejemy?

niedziela, 25 grudnia 2011

Cudzik




-Już?  Masz?  Pokażesz?
-Zobacz. Gites jest.

-To jest tyle co zwykle?!  To… uczciwie. Zajebiście uczciwie.
-I punktualnie. Co do minuty. Przedstawił się, wręczył, zniknął.
-Jeszcze tylko czerwonych trzewiczków brakuje.Cud normalnie.
-Cud to byłby jak suka zaczęłaby śpiewać. Albo papież zmartwychwstał. A to był cudzik. Dżast cudzik.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Knajpa

-Chcesz piwo?
-Chcę. Grzane z sokiem. 
-Ale cicho nie?
-Noo. Szmer  taki tylko.
-Niedziela jest.
-No.  Ciemno, grudzień. I Polska.


-Co robisz?
-Nic. Siedzę.
-No przecież widzę że coś robisz.
-No dobra, robię. Odczuwam smutek Polaków.

czwartek, 15 grudnia 2011

Ikea

-Ej ale naprawdę? Naprawdę ?
-Naprawdę. Nienawidzę tego miejsca.
-Ty ale to niespotykane. Nie znam drugiej takiej osoby. Nawet starzy rokendrolowcy... Tymon Tymański na przykład.
-Co Tymon Tymański?
-No napisał, że lubi. Tekst o tym  w wyborczej był cały. A co ci się właściwie nie podoba?
-Po pierwsze nie lubię być zmuszany. A tam, jak chcę kupić wieszak, to muszę przejść przez te wszystkie meble, stoły łóżka  i tak dalej. Po drugie ten cały duszny skandynawski klimat. Teraz to jest kraj czysty przyjazny i łumen frendly?A pamiętasz Ibsena i Bergmana? Tych pastorów i ich straumatyzowane dzieci? A druga wojna i nazizm? A ta szwedzka komedia Jabłka Adama?. A wiesz jaki oni maja alkoholizm? Ja pierdolę i jeszcze ta konstrukcja labiryntowa. Te małe pomieszczenia. Jedna wielka ściema przecież to jest gigantyczna blaszana konstrukcja.To jest kurwa hipermarket.
-Okej, rozumiem. Przekonałeś mnie. Jesteś jedyną znaną mi osobą która nienawidzi Ikei.

poniedziałek, 12 grudnia 2011

E.T.


 

- Muszę ci coś powiedzieć. Jeszcze nigdy nikomu tego nie mówiłam.
-No słucham.
 -Nie lubiłam E.T. Wiesz? I straszne mam poczucie winy z tego powodu.Straszne.
-Też nie lubiłem E.T.
-Naprawdę?! A ja myślałam, że tylko ja, sama, na całym świecie. I tyle lat z tą świadomością.
I w dodatku tak ciężko było dostać bilety. I nawet ojciec się zaangażował. I pomógł mi z tymi biletami. Bo to taki sławny i piękny film.I siedziałam na podłodze. Tłok taki był.W kinie  Kosmos. I strasznie się bałam.
-Mnóstwo dzieciaków się bało. Ja też.
-O jezu jezu. Jak dobrze.. I wiesz,  co jeszcze? Głupio mi. Ja się   brzydziłam.
- Dlaczego ci głupio? No coś ty.  Przecież ten stwór był obrzydliwy. I nie kumałem, no za chuja nie kumałem dlaczego ten chłopiec woził ze sobą  tę straszliwą ohydę w rowerze.
-W rowerze? Roweru nie pamiętam.
-Plakat taki był nawet. Rower z przyczepką. A w przyczepce E.T. To powiedz, dlaczego ci głupio?
-Bo tyle lat się czułam  nietolerancyjna. Wobec innego. Obcego.Ograniczona. Bo to trochę tak jakby nie lubić niepełnosprawnego i uchodźcy w jednym. Ale teraz jak mi to powiedziałeś, że ty i inne dzieci też,  to już całkiem mi inaczej.Cała trauma zniknęła.

czwartek, 8 grudnia 2011

Polska


-I wiesz, tak sobie myślę, że w ogóle mam problem z Polską . Nie lubię Polski.
-Nie lubisz Polski.
-No. Tak samo jak Warszawy,syrenki warszawskiej  i Słowackiego. Ok., sorry, ze Słowackim jest inna sprawa. Nie lubię go osobiście od czasów studiów. To uzasadnione i logiczne. Ale syrenka?
-Ty, a może nie lubisz syrenki za zaangażowanie ideologiczne?
-No… Tak.  Może. Bo do przypołudnic, strzyg  i płanetników i konopiełek stosunek mam bardzo ciepły na przykład.
Bo te  przypołudnice, nie?  Żyły na marginesie państwowości słowiańskiej,  jeździły nago na drewnianym kółku, czy co tam sobie robiły. W zbożu, upale i na uboczu. Wiodły żywot pijackiej halucynacji. A syrenka? . Na cokole, z cycem wypiętym patriotycznie, tarczą i mieczem .  Nawet cyc w tym kontekście przestaje być cycem i staje się narzędziem walki o niepodległość.
-Tak jak u Wolności, co wiedzie lud na barykady.
-Właśnie tak. A w sumie syrenka to całkiem fajna postać dorodna panna  z dużym biustem i w połowie  zwierzę. 
-Ryba
-No dobra, ryba. Też zwierzę.
-W dodatku niezależna kobieta. Żyjąca we wspólnocie z innymi kobietami.
-Kobietami rybami
-Kobietami rybami. Wabiąca niewiernych  napalonych żeglarzy  na skały. Mogłaby zostać ikoną  walczącego anarchofeminizmu .
-Ekologicznego. W końcu  w jest połowie rybą .

piątek, 2 grudnia 2011

Rumunia


-Coś się dzieje na moim blogu. Ilość wejść na stronę  zwiększyła mi się do pięciu.
-Powinnaś o tym napisać.
-No. Bo ja śledzę te statystyki.  I mapki. Na przykład mam regularne wejścia ze Stanów, tam gdzie wiesz jest Alaska. I z Rosji. Ale najbardziej zdziwiło mnie wejście ze strony getdentalimplants.ru. Skąd to się bierze?
-Jak to skąd? Z Rumunii.
-No tak. Stasiuk pisał  że to magiczny kraj.

-No to dawaj te kejłordsy.
-Piszemy. Marihuana.Zioło. Trawka. Gandzia.
-Nie no. Skreśl gandzia. Lata osiemdziesiąte się skończyły.
-Skreślam. Lufka, dżoint, legalize it.Wolne konopie.
-No teraz to już na pewno antynarkotykowi będą mi  bloga śledzić na fejsbuku. 
-Przynajmniej ktoś go będzie czytał.

czwartek, 1 grudnia 2011

Czekanie



-Cześć. Co robisz?
-Czekam na Selera.
-O. Kupujesz?
-Ja nie . Oni.
-Oni?
-Taa. Seler czeka  aż on zrobi zakupy w Biedronce. I przyjadą .


-Cześć. Masz?
-Ta.
-Co to jest?!
-Opakowanie zastępcze.
-To  jest kartka z drukarki.
-No przecież mówię. Ostatnio była gazeta, a wcześniej kłąb folii.
-Ty ale dlaczego oni nie kupią torebek dilerek . No czemu.
-Nie wiem. Seler mówi, że on przyszedł z reklamówkę, całą reklamówke miał, odważył i wsypał.
-I on tak chodzi po mieście ?
-No. Torba z Biedronki.

niedziela, 27 listopada 2011

Kraków

-Dobrze mi zrobił Kraków na psychikę. Chyba odzyskałam stabilność wewnętrzną.
-Lepiej ci?
-Taa. Wszystko w porządku. Jest noc, pada, jest listopad. Jadę przez Polskę polskim pekaesem ze śląskim pogrzebem w środku. I czuje się dobrze.
-Jedziesz z pogrzebem?!
-Z żałobnikami. Ze śląskimi wąsatymi wujami i dużymi śląskimi kobietami.
-I co?
-Wujowie chrapią.
-Masakra.
-Wcale nie. Dostałam kawałek drożdżówki.

piątek, 18 listopada 2011

Kompot





-Dałam psu czereśnię z kompotu. Wycieczki japisów można by do niej prowadzić, jak ona się cieszy taką czereśnią
-Jakie wycieczki?! O czym ty mówisz ?
-A, bo ty nie wiesz. Ostatnio słucham w pracy radia. I rozumiesz, listopad,  błoto, piździ, ja w swoich warstwach, słucham,  grzebię w moim błocie,a tu pani psycholog mówi że ludzie w dzisiejszych czasach, ludzie pracownicy korporacji w sensie,  odwykli od kontaktu z przyrodą i naturą  i ona właśnie ich tego naucza.
Do lasu z nimi chodzi.
-A oni sami nie mogą?
-Otóż widzisz nie. Bo zatracili umiejętność kontaktu z przyrodą.
- Ty wiesz? To brzmi tak niedorzecznie, że to może być prawda. A co z psem? I czereśnią?
-No bo kupiłam sobie kompot z czereśni. Z białych, byłam przeszczęśliwa, od dzieciaka ich  nie jadłam.
-Tak pamiętam że zrobiłaś mu awanturę  o te czereśnie . Że ci się nie zatrzymał na siódemce.
-Tak , to te. To znaczy, w sumie one wcale nie są białe, tylko żółte, ale bez śladu różowego. Bo są też takie żółtoróżowe, ale to nie te. I można je kupić tylko czasem na rynku w Przemyślu, bo towarowo się tych odmian nie produkuje. Więc tym bardziej zadziwiający był ten kompot. Nie wiem, skąd Przetwórstwo Kwidzyn je miał. Kosztowały cztery złote więcej niż takie same czerwone, znaczy delikates. Aha, pies. No więc dałam mu jedną .
I pies najpierw się bawił, że jej nie ma. Jakieś pół godziny. Leżał, czereśnia dziesięć centymetrów od pyska, pies patrzy w przestrzeń, tylko czasem łypie kontrolnie. Następne pół godziny pies się bawił, że nie może dosięgnąć, przesuwał sobie nosem. Potem ją sobie podrzucał i na nią napadał. Wiesz, z takim wygiętym kocim grzbietem i wilczym naskokiem, jak na National Geografic. . Po dwóch godzinach ją zjadł. I dalej bawił się pestką.

niedziela, 13 listopada 2011

Po angielsku rzadko wydaje mi się że mam rację.



-Ty, ale popatrz. Tacy Chińczycy.  Tylko poznają parę słów po angielsku i nie boją się mówić.
A my? Polacy? Ja na przykład? Uczyłam się tyle lat. Jak świadomość w odmienny stan przy użyciu używek wprowadzę,  to mówię. A jak gdziekolwiek wyjadę, to zanim się wyluzuję i zacznę normalnie mówić to wrócę. 
I to jest cecha ogólnonarodowa. Że jak powiemy coś nie tak, to będą się z nas śmiać. I będzie wstyd europejski. Francuzi będą się śmiać, Anglicy a co gorsza Niemce, Niemce śmiać z nas się będą, bo,  jak mawiała moja babcia, ta od radiomaryi  wychowując mnie patriotycznie, pachołkami jesteśmy Europy.  Dużo Polaków zna angielski ze szkoły i przechowuje w głowie te konstrukcje, te prezenttensy, fiuczerpasty i presentkontiniusy. Wyobrażasz sobie ile głów rodaków zalegają nikomu niepotrzebne prezentkontiniusy?
Które nigdy nie zostaną użyte?

poniedziałek, 7 listopada 2011

Liście



-Posłuchaj
-Co to tak?
-Liście spadają.
-Ale je wzięło. Patrz ile.
- No.  Najlepiej obserwować je nocą. Są jak małe stadne  zwierzątka, lemingi albo coś jeszcze bardziej. .. Żyją swoim niesamowitym utajonym liściowym życiem.
-O patrz. Tańczą swój szalony liściowy taniec.
-To ich czas. Ich nagroda za statyczne tkwienie przez całe lato na drzewie. Są jak gospodyni domowa po metaamfie.

 -Ty no ale zobacz na te kolory. Na tę żółć. Totalny przester.
- Jesień. Całe popierdolenie wylazło z przyrody.
 

wtorek, 1 listopada 2011

Angelina


-Wiesz co mi się przytrafiło? Ostatnio? Taka myśl mnie naszła. Na kompostowniku..Jakby to było mieć takie usta jak Angelina.
-No coś ty. Po co ?
-Nie wiem. Z ciekawości?
-No i  co?
-Rzeczywistość bardzo szybko przyniosła odpowiedź. Szarpałam się z drabiną na pace. I nagle, ta drabina zasprężynowała, odskoczyła i trafiła mnie prosto w górna wargę. I teraz już wiem.
-No nie. I jak?
-Krzywo

sobota, 29 października 2011

Komputer




-Twój gryzoń zjada kabel od mojego komputera.
-Mój gryzoń zjada kabel od naszego komputera.
-Mojego! Kupiłem go w zeszłym roku z powodu podatków.
-Ee?
-No w listopadzie. To mój komputer antypodatkowy. Mój.  Wszystkie komputery były moje. Wszystkie.
-Czekaj,  czekaj. A poprzedni?
-Też mój . Krystian składał.
-Ale wcześniej? Wcześniej?
-Wcześniej mieszkałaś z Grubym. I korzystałaś z jego komputera.
-Zaraz. Czyli ten na pewno nie jest mój .I poprzedni też nie był . I poprzedni.
-Przykro mi. Ty nawet smartfona nie miałaś. Ani żadnego telefonu, który by miał cokolwiek wspólnego z  komputerem.
-O jezu. To nie dość, że w pracy grzebię w błocie, nie mam kredytu, nie biorę tabletek antykoncepcyjnych, to teraz wyszło na to że nigdy nie miałam komputera? Nigdy?
-No. Jesteś pariasem cywilizacyjnym.

poniedziałek, 24 października 2011

Śliwki





-Co to za śliwki?
- Węgierki. Teoretycznie.
- Małe jakieś.
- Powinny być małe. Ale z pomarańczowym środkiem i fioletową skórką. Słodycz i aromat.  Węgierki są najlepsze po przymrozku. A te to jakaś podróbka smutna. Popatrz nawet pestki się nie da porządnie wydłubać.
-A takie zielone okrągłe to renklody nie?
-Renklody. Ale to letnie śliwki. Sierpniowe. Wakacyjne.
-Jak byłem mały to obgryzałem te skórkę i potem zjadałem środek.
-Ja też. Mieliśmy dużo czasu.

niedziela, 23 października 2011

Mój diler też wierzy w ludzi



-Ty no jakaś masakra. Laski się wczoraj tłukły na Świętojańskiej. Widziałem. Ty no nieraz się napierdalać chodziłem, ale to? O popatrz kosę wczoraj skroiłem. Dziwna nie? .I jedna drugiej głową o krawężnik i ty kurwo  dziwko nie wstaniesz. Od wczoraj z tym chodzę na bani. Otrząsnąć się kurwa nie mogę,
-Ale co cię tak? Brak litości ?  Okrucieństwo?
-Jedno drugie i wszystko naraz. A ci ludzie naokoło. Klaskali i je zachęcali. To było dziwne. Chore.
-A bo ty też wierzysz w ludzi . I w dobroć.
-No wierzę,  kurwa, wierze… Ale to wczoraj….

poniedziałek, 17 października 2011

Gołąb czyli okruch cierpienia świata





-Dzwonił Tofik
-No i?
-Ma gołębia
-Gołębia? Po chuj mu gołąb?
-No znalazł go. Na dworcu skm . Wracał ode mnie .  No i ten dworzec. I gołąb, skrzydło złamane. Siedzi. Na początku chciał Tofik olać gołębia , no bo po chuj mu gołąb. Ale potem, mówi patrzy na ten dworzec, ludzie chodzą, rozmawiają przez komórki, pociągi przejeżdżają, no i w tym wszystkim ten gołąb. No to podniósł Tofik okruch cierpienia świata i wsiadł do eskaemki.
-I co?
-No nic. Został wynagrodzony.  Panny w eskaemce  zachwycone. Każda chciała pogłaskać. Branie miał z tym gołębiem nieziemskie.

piątek, 7 października 2011

Suki



-Wiesz, może jednak powinnyśmy pójść do lasu o zmierzchu . My dwie. Suki.
-Spacer? Spacer!!!
-Las jest zupełnie inny wieczorem nie?
-Ciemnieje.
-No chodź. Chcesz, rzucę ci patyka.
­-Idziemy.Biegniemy!!!
-Fajnie jest nie? I pachnie. Dobrze że poszłyśmy.

-I co?
-Poszłyśmy.  Wróciłyśmy.

środa, 5 października 2011

Śmierć kasztana . Rzecz o przemijaniu .



-Lubię zbierać kasztany.  Właściwie nie wiem po co. Zjeść się nie da.
-Ale ja też lubię . Kasztany są fajne.
-Są takie świeże nie? I twarde gładkie i błyszczące. Jak byłam mała, znosiłam do domu niewyobrażalne ilości.. Wielkie garście nikomu niepotrzebnego bogactwa..
-I ludziki się robiło nie?
-No..Potem było mi smutno.
-Z powodu ludzików?
-A no. Wiesz, ja nie byłam zbyt manualnie rozwiniętym dzieckiem. I  dłubanie w kasztanach nożyczkami do paznokci   tak nie za bardzo mi wychodziło. Otwory  za małe, za duże, za krzywe. Potem te zapałki nie chciały w nie wchodzić, łamały się. Kasztanowe konie się wywracały, psy padały na pysk. No i te kasztany, co się nie udały. Takie podziurawione. Pokaleczona doskonałość.
-Już jako dziecko byłaś nienormalna. Wiesz?
-Ta. A potem było jeszcze gorzej. Jak taki kasztan matowiał, szarzał i wysychał. Najsmutniejsze było to, że wciąż był kasztanem
-Ej. Ale to nie działo się szybko..
-Ale się działo.

niedziela, 2 października 2011

Paszczaki


-Lubię paszczaki. Jakoż tak mi się w jesień wpisały. Zmierzch, mgła, opadające liście i słupy co noc rodzące nowe twarze. .
-Coś w tym jest . Taka zmienność krajobrazu . Jesienna.
-No..A ta tegoroczna kampania?  Nie podoba mi się. Rozczarowuje.
-No…Jakoś mało różnorodna nie?
-No kurde. Weż popatrz . Ten Sellin. Chyba na trzech kilometrach. Staszna nuda.
-W zeszłym roku to nawet panny były fajne. Ze trzy chyba  . To dużo jak na politykę nie?
-No…dużo.   . Jak były te samorządowe nie? To co rano pojawiał się ktoś nowy.
-No, było tego więcej, było. Ale wiesz, na grzyby latoś też nieurodzaj.
-Za to gruszki obrodziły.

niedziela, 25 września 2011

Grzybobranie



-Byli wczoraj . Nazbierali I  wychodzą z pola, a tam radiowóz .
- To policja pilnuje zibenów?
-Na to wychodzi. Albo jest uzależniona.

niedziela, 18 września 2011

Smoleńsk



-No to gdzie w końcu?
-Na  Chełmie. Za pól godziny zadzwoń. Powiem o której.
-No ja .I jak?
-To na dwudziestą. Ile chcesz?Tyle co zwykle?
-Ta. Ale gdzie na tym Chełmie?
-Na Smoleńsku.Wiesz gdzie?
-No nie bardzo.
-Jak byliśmy ustawieni ostatnio nie? Pod tą szkołą. To nie zatrzymujesz się tam, tylko jedziesz do końca ulicy. I tam taka kładka będzie nad rzeczką, a potem ławeczka. A nad nią złamana brzoza. Jak w Smoleńsku nie?.To my tam będziemy czekać.

sobota, 10 września 2011

Czasami zdarzają się chwile euforii



-Pięknie jest no nie? No powiedz, powiedz, że pięknie.
-No jest.
-I wczoraj też był piękny  wieczór. I powietrze  takie ciepłe i łagodne. Jak byłam mała i mieszkałam w Przemyślu to tak było. Ojezujezu jak pięknie. Najcieplejszy wieczór roku. I w ogóle nie wieje. W ogóle . Bosko jest. I ciepły deszcz był nawet wczoraj wiesz? Jak byłam na kompostowniku. Wyrzucałam. I takie ogromne krople. Pamiętasz w Przemyślu to pytanie? Jak padało? Czy deszcz  ciepły czy zimny? Latem rzadko był zimny. A pamiętasz, jak byliśmy mali i  szła tak wielka burzowa chmura? Granatowoołowiana? I powietrze było pełne tego czegoś co jest przed burzą? I pachniało.Wszystko pachniało napięciem.I zaczynało  padać i był wrzask i euforia.
-No. Czasami nie padało. To było strasznie rozczarowujące . Nic. Albo gorzej. Parę żałosnych kropel.
-Noo. Ale pięknie jest nie?
-A wiesz że są kraje w których tak mają codziennie? Tacy Grecy na przykład. Albo Tahitańczycy. Wiele jest takich narodów południowych. Codziennie tak.
-To okrutne co mówisz, wiesz? Jakbyśmy żyli w pogodowej dupie układu słonecznego.
-No nie jest to Floryda.
-A czy ty się kiedyś zastanawiałeś jakby taka Florydę przenieść do Polski i na odwrót? Może wcale nie jesteśmy takim zjebanym narodem a? Tylko na osiem miesięcy wieszają nam szarą szmatę. I ciągle nam kurwa zimno..

czwartek, 8 września 2011

Szopen


 
-Co to za muzyka?
- Klasyczna jakaś . Brzmi jak Szopen.
- Nienawidzę Szopena. Myślałam, że  już o nim nie usłyszę, a cały zeszły rok, co nie włączyłam  radia, to Szopen. Z okazji roku szopenowskiego. Znów. Nienawidzę.  Pamiętasz konkursy szopenowskie?
-Nie..?
-Ok., jesteś młodsza, możesz nie. Nie wiem, ile taki konkurs trwał.   Ale długo, bardzo długo. Dłużej niż telewizyjna żałoba po Czernienience.
-Kto to Czernienko. ?
-Przywódca Związku Radzieckiego obecnie umarły. Pamiętam brak dobranocki i tony podniosłe muzyczne. Ale to było nic w porównaniu z konkursem szopenowskim.
Przez dwa tygodnie nic innego w telewizji tylko mazurki i preludia. I bladawi młodzieńcy  w uniesieniu nad fortepianem.  A w szkole wypracowania za co kochamy muzykę Szopena
-I co pisałaś?
-Nie wiem, nie pamiętam. Ale pisałam, pisałam. Nie buntowałam się, nie wiedziałam że można. . I jak? Jak się zbuntować przeciw Szopenowi, co się urodził w Żelazowej Woli, a potem zmarł na suchoty?
-No tak . I był na emigracji.
-No widzisz. I sercem Polak, a talentem świata obywatel. Przynajmniej co do wierzb mi przeszło
-Wierzb?
-No . Bo Szopen pod wierzbą. I wierzby nawet znielubiłam przejściowo. Przez Szopena. Ale w takich wierzbach mieszkały też na szczęście diabły. I te diabły szczęśliwie mieszkały tam nawet bardziej niż przesiadywał Szopen. Mam taką wierzbę u klientki. I zaglądałam do dziupli. Diabeł się wyprowadził, ale wciąż może tam wrócić.  Fajne są  te polskie diabły wierzbowe. Trochę brudne. Nawet bardzo w sumie. I słowiańsko zapite, ale weselsze niż polscy mężczyźni.
- Myślisz?
-Chyba tak. Mniej  nieszczęśliwe. I mniej niepewne siebie. W końcu co diabeł, to diabeł. Nawet wierzbowy i usmotruchany.
-Wiesz,  już wiem, za co kochasz  diabły wierzbowe. Za  to,że nie musiałaś tej miłości uzasadniać.

piątek, 2 września 2011

Suka





-Idziemy na spacer.
-….!!!
-Spacer
….Spacer?
-No spacer, no mówię ci. Chodź na spacer.
-Spacer! Spacer!
-No idziemy. Pięknie jest nie? Wczesna jesień. Ale niebo. No chodź, chodź.
-Las jest zupełnie inny nocą nie? Nie idziemy tam. Wracamy.
-Pewnie. Ja nie idę. Ty też nie.
-Jasne. Ja też nie


-Kto podjął ostateczną decyzję?
-Ona. Suka.

czwartek, 1 września 2011

Moralitet


-Jechałam dzisiaj do pracy Jagiellońską. I na asfalcie cała opowieść . Rozjechany kot, a obok  truchło mewy.
- Krótkie , nie? Jak myślisz kto pierwszy?
-Kot. . Najprawdopodobniej. Mewa się skusiła na  fastfud. Na inną kolejność za duży ruch.
- Moralitet na czas kryzysu.  
-No. Kolejne ostrzeżenie po upadku Lehman Brothers .

niedziela, 28 sierpnia 2011

Smartfon




-No  popatrz jaki fajny telefon sobie kupiłam
-Brzydki strasznie…I stary...
-No brzydki. Ale popatrz jak  malutko ma funkcji
-Pokaż..  no… nie za wiele..
-No właśnie. I zobacz jaki jest ciężki. Jak cegła. Szybę można wybić. I wyświetlacz ma mały o jaki malutki ooo. Małe wyświetlacze są dobre. Nie tłuką się.  Pamiętasz jak dostałam taki nowy nowy telefon lśniący i nowoczesny? I stłukł mi się drugiego dnia na podłogę mi spadł. Pamiętasz?
-Noo.
-No więc poszłam do tego sklepu co tam sprzedaje ten pan co ci mówiłam. Przyjemny w oglądzie. I wysoki. Jak na Polaka. O i się uśmiecha tak ładnie ,tak z pewnością siebie i wyluzem.  Fajny jest…mmm.. No więc przyszłam i powiedziałam panu że chciałabym kupić  telefon. I żeby był nokią, żeby miał radio, mp3 i dyktafon.
I że będę go moczyć  i błocić. I że będzie mi spadał.. Wiele razy
-No i?
-No i pan dał mi ten. Fajny, nie?
-Przynajmniej nie jest smartfonem i cię nie śledzi.

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Sport



- Co tak dyszysz?
-Jestem z młodym na rolkach. Długa prosta.
 -Ooo. Fajnie. Też bym chciała. Tylko nie mam rolek. W ogóle powinnam zacząć uprawiać jakiś sport. Tylko nie mam pomysłu co by miało być. Gry zespołowe odpadają. Całą podstawówkę się męczyłam.
-A w liceum?
-W liceum? W ogóle bardzo rzadko chodziłam. Na wf też. Prawie nigdy. No więc gry zespołowe nie, bieganie odpada, nienawidzę. Na siłownię też nie będę chodzić Bez sensu
-To może pomyśl co lubisz robić.
-Hm. Biegać nie lubię, to już powiedziałam. I w ogóle wszystko z bieganiem odpada.  Konie mi zbrzydły, rodzice mnie wysyłali jak byłam mała, nienawidzę. Sporty walki  też odpadają, za bardzo męczące. Nie lubię grać w ping ponga bo jestem za wolna. Ani w tenisa.. Pływać też nie lubię. Oo ale  wodę lubię, tak. Już wiem co lubię robić.
-…?
-Lubię unosić się na wodzie.

niedziela, 21 sierpnia 2011

Wysik . 15 sierpnia, Wniebowzięcie .



-Wysikałam się dzisiaj tylko dzięki Matce Boskiej.
-He?
-No bo się mi on w lesie zatrzymał. Las prawilny, gęsty, do wysiku jak znalazł. Tyle,że po obu stronach drogi pokrzywy po pas. I jeżyny. A tu patrzę, kapliczka z Matka Boską. I ścieżka wydeptana. To mówię do Matki Boskiej ty kobieta ja kobieta, siknę ci za kapliczka, na pewno nie będziesz mieć nic przeciwko. Na pewno też miałaś  problemy z wysikiem. Na przykład na izraelskiej pustyni. Wbrew pozorom. Wiem , sama próbowałam przecież. No niby nie było posterunków ze snajperami za czasów biblijnych, no nie było. Ale sama świadomość,że za skałą siedzi jakiś zabłąkany kozojebca  też nie jest miła prawda? A widok aż po horyzont…