poniedziałek, 10 grudnia 2012

Koniec świata


-Pada, topnieje. Szaroczarno jest. I ciemno strasznie. Błe... Plus poczucie że koniec świata zapowiada się, że spędzę w pociągu pekape. Żeby choć w samolocie, ale nie.  Żadna tam piękna przestworzna katastrofa.
-A autobusy?
-Zapomnij. Czarna dziura autobusowa. Jak spojrzysz na siatkę z połączeniami to dotamtąd nic. Tylko tlk i piętnaście jebanych godzin. I jest to jedyne połączenie bezpośrednie kolejowe. Można sobie wyobrazić bardziej smutny i polski koniec świata? W pekape.

piątek, 23 listopada 2012

Dary

-Wiesz że świnia ma półgodzinny orgazm? I taką budowę ciała że nie może spojrzeć w niebo?

poniedziałek, 19 listopada 2012

Listopad


-Masz wódkę?
-Nie. Wypiłam.
-Lepiej?
-No .Trochę. I odkrycie w dziedzinie żeńskiej anatomii. Nie można jednocześnie płakać i sikać. Jak  się chce wysikać to trzeba przestać płakać.

wtorek, 6 listopada 2012

Odczaruj


-Mamo? Te lilie co stały w szafie. W butelce. Płatki kwiatu zamoczone w spirytusie. Odkażające   lilie. Te do przemywania stłuczonych kolan.To ty je robiłaś co roku nowe? W tym spirytusie? Czy one były cały czas te same.?
-Te same.  I  one były bardzo stare. Jeszcze babcia je robiła. I one mi się  nigdy nie skończyły.
-A co się z nimi stało?
-Wyrzuciłam je. One w takiej karafce były. Nie wiem czy pamiętasz.
-Pewnie że pamiętam. Przerażające były.  I  jak sobie jakoś poważniej roztłukłam kolano to się potwornie bałam. Że wyciągniesz te straszne lilie.
-Straszne?
- Jak preparat alchemika w formaldehydzie. Półmartwe.  Z pamięcią żywego kształtu. I kolor taki białawy miały. Trupi. Wiesz jak zazdrościłam innym dzieciom jodyny?
- To powinnaś je sobie teraz zrobić. Kup lilie, wrzucić w  spirytus i patrz jak się robią. Odczaruj je.

wtorek, 23 października 2012

Blackout



-To nie korki.
- U was też zgasło?
-Byłaś tam? Dokąd zgasło?
-Wszędzie zgasło. Jest ciemno w naszym bloku i obok i aż do estakady. Tylko stocznia się świeci.
-I jak jest? Ciemno?
- Jasno. Księżyc świeci. I bez tych świateł świat jakoś tak bardziej widać.

środa, 17 października 2012

Liście



-Pamiętasz, jak byliśmy mali? Jak nikt nie sprzątał jak opętany liścii? Jak  się  nie mieściły w kałużach? Więcej liści niż kałuży wszystkie żółte. Klonowe kałuże były. Tylko. I świeciły w ciemnościach.  A potem gniły i szarzały i robiło się ciemno.  I nadchodził listopad. I   szarugi. Straszne słowo prawda? Szaruga?

sobota, 13 października 2012

Wietrznie




-Opowiem ci coś. I od razu mówię że to niedorzeczne jest.  Wczoraj kupowałam miotłę, bo mi się zepsuła. Pomarudziłam, że nie taka, jakbym chciała, bo faktyczne jakaś rzadka była, no  ale kupiłam. I wychodzę z tego sklepu  z tą miotłą pod pachą, a pizgało jak na Uralu, wszystko fruwało. Kurz liście  reklamówki. I myśl taka mi się ulęgła. Że jak usiądę na tej miotle okrakiem to może się uda. I polecę.

poniedziałek, 8 października 2012

Punkt G




-Nie sądzisz  Nursel że coś tu niehalo ? Że polecieliśmy na księżyc jako ludzkość. I na Marsa jako łaziki kosmiczne. I broń masowego rażenia mamy . A  nadal naukowo nie stwierdzono czym jest punkt G, ani  nawet że w ogóle istnieje?

piątek, 5 października 2012

Sometimes even Polyanna has bad day

 
 
 
-Nie no. Kurwa. Po raz trzeci. Dlaczego…
-Co się stało?
-Spleśniłam kiełki. Znów.
-Spleśniłaś kiełki? Zrobiłaś z nich mgiełki?

środa, 3 października 2012

Opowieść




-Ten Grzesiu nie? To on dużo   robił w życiu. W ogóle. Na przykład jak się zaczynała polska przedsiębiorczość  w przemianach  to Grzesiu jeździł na Ukrainę na handel. Z kolegami. Różne rzeczy tam sprzedawali. Kurtki, telewizory. Całkiem im  nieźle szło. A koło Grzesia mieszkała taka straszna baba. Której on jakoś  nie lubił. I ona męczyła Grzesia, żeby jej powiedział czym można zahandlować na tej Ukrainie. Męczyła go i męczyła. W końcu jej powiedział, że tam głód i że kartoflami. Baba zabrała się na następny wyjazd z nimi. Z czterema naprawdę wielkimi worami kartofli. Kierowca autokaru znienawidził ją za te kartofle. Do bagażnika musiał wkładać. A to nie byle jakie tylko wiesz, te duże.
-No wiem które.
-I na kontroli celnej jej te kartofle przeszukiwali i przeszukiwali i nijak nie mogli wykumać przekrętu. Więc końcu oddali. Babę wyśmiali. Wjechała baba  na Ukrainę. 
-Z kartoflami 
-Z kartoflami. I dotarli na jakieś targowisko. Rozłożyła baba kartofle na targowisku. Ukraińcy, jak już zrozumieli , że ona naprawdę przyjechała z Polski sprzedać im te kartofle to się pokładali ze śmiechu.Do tego stopnia  że się Grzesiowi strasznej baby zrobiło jej żal. Na tyle że dał jej nawet jakieś telewizor  do sprzedania. Żeby sobie zarobiła. I zarobiła.  Tylko ty skumaj, że baba te kartofle z powrotem targa do Polski.  Ona ich nie może wyrzucić. I słuchaj. Na granicy. Pamiętasz te korki wtedy jak się po tydzień stało? No to utkwili w takim korku. Grzesiu z kolegami i straszną babą. I resztą wycieczki. I zrobiło się ciężko bo  wódki i kasy  wszyscy mieli w pizdu ale nic do żarcia, nic po prostu. A w okolicy kompletnie żadnego sklepu. Pustkowie. Więc wieczorem rozpalili wielkie ognisko a straszna baba wytargała wór z kartoflami. Sprzedała wszystkie. Wszystkie. Co do jednego. Trzysta dolarów zarobiła.. W jedną noc. Kusturica by tego nie wymyślił. I poczekaj. Ta historia ma jeszcze to, co jest na końcu. Prolog?
-Epilog
-Właśnie. Epilog. Następnym razem, jak Grzesiu i koledzy Grzesia jechali na Ukrainę to wzięli ze sobą po cztery worki kartofli każdy. Uczyli się chłopaki nie? Tylko okazało się że na granicy nie było korka. A kierowca autokaru miał osiem worków.

środa, 12 września 2012

Nadzieja




-Bo wiesz jak czasami jest taki dzień, jak był dzisiaj. Że pada, pada i nie może przestać. I nie, że są chmuraki jakieś różne, tylko jednostajna szarość. I mgła. I deszcz. I patrzysz na niebo i tam jest wciąż tak samo szaro i nic się nie zmienia. I patrzysz przez okno wieczorem, gapisz się w zasadzie tępo i beznadziejnie i przestajesz wierzyć, że kiedykolwiek będzie inaczej niż dziś. Aż  tu nagle wychodzą ci niebieskie kawałeczki. I coraz więcej i więcej i takie białe chmurki zaczynają płynąć,ale nie te deszczowe mokre tylko takie sympatyczne obłoczkowe  i nagle robi się superturkusowa dziura i idą  takie podłużne białe lekko przezroczyste z różowymi obrzeżkami. Zajebiście różowymi. I wtedy z powrotem sobie przypominasz że wszystko jest możliwe.

niedziela, 26 sierpnia 2012

Obywatelka Polka



-Autobusem jechałam ostatnio. Bilet u kierowcy kupowałam i zobaczyłam się w jego wzroku a potem w lusterku co mu w kabinie wisi. Wiesz, zaciesz  przeokrutny niepowstrzymany.    I przestraszyłam się, że zaraz zaaresztują mnie za sam wyraz twarzy, w Polsce jestem i  grama mam w torebce. Myśl automatyczna paranoiczna taka.

środa, 15 sierpnia 2012

Ona


-Ale co ona robi jak tak jest z  tobą?
-Co robi? Chodzi . Patrzy. Pije  piwo. Wodę. Jara. Psa woła. Uśmiecha się. Mówi. A potem
wsiada w autobus i jej nie ma.

wtorek, 14 sierpnia 2012

Sierpień



-Ale co najbardziej?
-Co najbardziej? Chyba jabłka. No to jakoś tak było, ze pod koniec wakacji robiły się trochę większe i mniej zielone.
-Trochę większe to ile?
-Tak że je widać z chodnika było.Czwarty miesiąc w przeliczeniu na ludzkie. Jabłczane embriony. Jak ugryzłaś to  drętwiały zęby i telepało. I tak je kradliśmy zawsze trzy miesiące przed tym zanim zdążyły dojrzeć. I to pamiętam najbardziej. I że świeciło. I obtarte kolana. I korę jabłoni. Popękaną taką.


czwartek, 9 sierpnia 2012

Suka śpiąc





-Zobacz jak ona leży. Wsadzi sobie nos w dupę przykryje ogonem i śpi.
-Koi się własnym zapachem.
 -Nie może być bardziej pewna  swojego istnienia. Jest początkiem i końcem siebie samej.

czwartek, 2 sierpnia 2012

Lato




-I wiesz, jak tak siedzimy na ławce przy piwie i trawce  na osiedlu  i jest ciemno i cicho to coś na chwilę wraca z powrotem. Dzieciństwo podwórkowe i wrażenie  magii w rzeczywistości. Chociaż   inne podwórko i inna ławka.


czwartek, 26 lipca 2012

Pytanie o rzeczy ostateczne




-Czy was się też pyta przed rozpoczęciem czy chcecie żyć wiecznie?
-Co?
- Komputer. Przed rozpoczęciem gry.




niedziela, 22 lipca 2012

Podwodnie

-A myślicie że wszystkie ryby są drapieżnikami?
-Nie Tofiku . Są też roślinożerne.
-To pod wodą też ? Taka sama bezsensowna hierarchia jak tutaj?

środa, 18 lipca 2012

My private sun




-Wiesz dzisiaj w pracy. Straszne chmury. I od miesiąca w zasadzie pada. I moknę. Czasami schnę. A potem znowu moknę.I dzisiaj też było chmurakowato mokro  i ciemno i  nagle na chwilę, na jedną małą chwilę zza tych chmur w takiej małej dziurze nade mną wyszło słoneczko. To nie trwało długo, jakieś trzy minuty. Ale było. Cudzik miałam. Własny, prywatny.


wtorek, 10 lipca 2012

Stocznia


-Może  pójdziemy na górkę popatrzeć na stocznię?
-Teraz? Niee… Za wcześnie.  Stocznia wyrasta dopiero wieczorem.
-Jak wyrasta wieczorem?
-Światła. Potrzebują ciemności. Albo chociaż zmierzchu.
-Co  ty do mnie w stylu zen zasuwasz?
-To spójrz przez okno. Jest jasno. Widać?
-No nie…Nie. Nic. Nic nie widać jak jest jasno. Popatrz. Jakby jej tam w ogóle  nie było.

czwartek, 5 lipca 2012

Euforia



-A i jeszcze latawiec. To było wcześniej z kolei. Ojciec postanowił że będziemy puszczać latawca. Nawet pożyczył od kogoś książkę
-I on tego latawca według książki budował?
-No. Pamiętam obrazki. Te chińskie latawce, piękne i kolorowe jak smoki. Też myślałam że będziemy taki mieć. Albo chociaż że te takie kolorowe tasiemki na ogonku będą. No nie było. Latawiec był z papieru w strasznie  szkaradnym kolorze. Pomarańczowo beżowy. No więc pojechaliśmy go wypuścić, na najwyższe wzniesienie. Wiatr był jak chuj,  a latawiec nic. Ani w ogóle trochę. Ojciec zawiózł nas nawet w inne miejsce, po przeciwnej stronie kotliny. I też nic. Ale wiesz, tam była stara gazeta . I ja puściliśmy. Bez sznurka, tak po prostu do góry,  jak się wypuszcza z rąk  gołębia. Jak ona latała! Pięknie było. To był chyba listopad. Smutny szary dzień. A my? Euforia.


niedziela, 1 lipca 2012

Sąsiad





 -Wiesz co zrobił sąsiad z dołu? Wiesz co zrobił?!
-Który sąsiad?
-No ten skrzywiony z drugiego. Od żony i dzieci.
-No co?
-Powiedział mi dzień dobry i drzwi mi przytrzymał. Pierwszy raz od dziesięciu lat. A wiesz  kurwa dlaczego?
-Pojęcia nie mam. Cud? Przemiana duchowa mu się z powodu Euro dokonała?
- Też tak pomyślałam. Bo właśnie wczoraj słyszałam że nastąpiła w narodzie. Że zbudowaliśmy, zorganizowaliśmy,  porozumiewamy się po angielsku,  nie odstajemy od reszty i możemy być dumni. Ale potem niestety się okazało  że chodziło mu o to, żeby  wejść za mną po schodach i pogapić się na moją dupę.


środa, 27 czerwca 2012

Ekonomista Tadeusz M.



-Bo ja takiej audycji ekonomicznej słucham. W radiu Tok fm. I ją powadzi dziennikarz Tadeusz Mosz. I on zaprasza ludzi o długich i pięknie brzmiących tytułach. Prezesów, partnerów i menadżerów. I oni tam sobie miło gawędzą o różnych akcjach, tendencjach, wzrostach i spadkach. Aprecjacjach i deprecjacjach. I dawno nie byli na Podkarpaciu.  Ale najbardziej wkurzył mnie Tadeusz Mosz ze wskaźnikami wzrostu. Bo to ja się tu błocę   i na mnie pada. Deszcze świętojańskie aktualnie.  To jest moja droga życiowa  do nikogo nie mam o to pretensji. Ale jasny ludowy wkurw mnie zbiera, jak on mając te swoje prawa emerytalne i święte oburzenie na niewydających  paragonu  i nieozusowanych przydrożnych sprzedawców jagód z Białostocczyzny  a nade wszystko  świeżo wydrukowane szeleszczące kartki   cieszy się i triumfuje, że wzrasta ilość polskich firm w Niemczech. I że takie postępy i biznesy robimy na zachodzie. My, jako naród w sensie. I ja, ogrodniczka  w błocie grzebiąca mogę mu zanalizować ten wskaźnik. Że ci przedsiębiorcy kładą kafle w Kartuzach i Lęborku. I w Niemczech nigdy nie byli. I tylko zus w tam  płacą bo taniej. Ale to jemu za  analizowanie płacą. I odczuwam to jako głęboką  życiową niesprawiedliwość.




czwartek, 21 czerwca 2012

Coraz częściej płacimy za zdarzenia


-Gdzie byłaś?
-Owce pasłam.
-Owce?
-Owce. Psem.
-Po co pasłaś owce?
-Bo pies   jest psem pracującym nie? Z owcami. Więc żeby zrobić przyjemność psu. Pasienie pięć dych. Przyjemność suki bezcenne. Tak szła ta reklama?
-Jakoś tak.Byłaś z psem na iwencie? Kultura konsumpcyjna cię dopadła!
-No. Coraz częściej płacimy za zdarzenia.


wtorek, 19 czerwca 2012

Wiatroaeroterapia





-Wiesz świat zmierza jednak do przodu. Przynajmniej częściowo. I ZKM. I Polska.
-Bo?
-Jechałam autobusem. I trzymałam się uchwytu. Tego, co się wiesz z tej rurki u góry zwiesza. Na taśmie. I między uchwytem a rurką był jeden jedyny centymetr taśmy. I uchwyt był przymocowany do rurki. I  to działało. I było wygodne. A  pamiętasz  te ikarusy? I nawet te późniejsze co już ikarusami nie były? I te uchwyty na długich taśmach?
-Taa. Na takich pętlach nie? Że jakbyś chciała, to byś mogła przejechać na nich przez cały autobus. Jak Tarzan.
-A pamiętasz ten wiersz Bursy co go potem zaśpiewał Dezerter? Wiatroaeroterapia.  I przyszedł dobry psychiatra. Na długich sznurach pozwalał nam fruwać. Długość sznurów przekraczała wysokość najzawrotniejszych pułapów naszych wizji. Jakoś tak to szło. I myśmy w tych autobusach tak właśnie.
 I nikt  wtedy nie myślał że może być inaczej.




piątek, 15 czerwca 2012

Grasz w zielone?






-Ładnie jest. I świeci i pada i świetliście jest. Ładnie. I zielono... Tofiku, a u was też taka gra była  w zielone? W Grudziądzu?
-Ale nie chodzi ci o tę w której staramy się oszukać policję?
-Nie, o tę nie. O tę w której trzeba było coś zielonego mieć. Z dzieciństwa. Ona  miała niby jakieś reguły ale takie mocno niejasne, nie?
-Ty. Ona miała zajebiście niejasne reguły.
-Ale przez to ciężko było w nią  wygrać albo przegrać. Bo miała niejasne reguły i zazwyczaj ciągnęła się bez końca. Nikt nie pamiętał kiedy miał być koniec. I niby wiadomo było że trzeba było mieć to zielone, listek zielony, ale nawet takie wysuchy paprochy z kieszeni się liczyły….W zasadzie wszystko mogło być. Liczyła się sztuka przekonywania.
- Ja właśnie kiedyś przekonałem kolegę że to co mam jest zielone… A tak naprawdę to był paproch…



………

-A wiesz co Tofiku? . W sumie to teraz gramy w to samo tylko na odwrót.




wtorek, 12 czerwca 2012

Piraci



-Włączyć jakiś odcinek czy będziemy tak sami siedzieć?
-No nie wiem. Trzy już wyoglądaliśmy i trochę mi głupio. Nie będzie to rozszalały
 konsumpcjonizm? Tyle odcinków na raz.
-Jaki konsumpcjonizm?. My ich nie kupiliśmy. My je ukradliśmy.

piątek, 8 czerwca 2012

Konopia




-No bo jak idę do supermarketu. I kupuję na przykład rodzynki to chyba logiczne że powinny tam być w składzie rodzynki i już. A otóż nie. Bo jest jeszcze siarka i tłuszcz palmowy. To samo  z czekoladą. To już kompletna porażka…Lecytyna sojowa w najlepszym przypadku. No i więc tak samo jest z ziołem. Gałązkę konopną zjadłam.
-Po co?
-Z ciekawości. I ona wcale nie smakuje konopią. Tylko jakimś syfem.
-Amfa?
-No  właśnie nie. Tego ścierwa nie da się z niczym pomylić. Coś innego. I to mnie wkurza. Że nie wiem i tam są jakieś  dodatki.  Nie chcę brać innych narkotyków niż te które sobie kupię. I uważam że to wszystko przez tę nielegalność.
-Nie marudź. Nie jest tak źle. W końcu  pod spodem jest tehace. Poza tym spójrz, takie parówki. Są legalne, a składają się z dodatków. Samych dodatków.


wtorek, 5 czerwca 2012

Euro




-W trzech serwisach dzisiaj słyszałam że rosyjscy kibice jadą do Polski.
-A tak. Coś było.
-To była druga najważniejsza wiadomość. Brzmiało to tak mniej więcej, że najpierw mówili że Rosjanie jadą , a później puszczali chór rosyjskich mężczyzn ryczący Jedjiem w Polszu jedjiem w Ukrainu. I to wszystko brzmiało jak ostrzeżenie. Żywo chowajcie baby i chudobę Moskal  naciera!

sobota, 2 czerwca 2012

Czwarta rano



-Szaro jest
-I zielonawoniebiesko. Nie. Seledynowo bardziej.
-Jest w chuj dziwnie tyle ci powiem. Najdziwniejsza godzina  po nieprzespanej nocy. I Brzydko jest. Dziwne światło. Ty na przykład jesteś tak bez urazy trochę zielona.
-Godzina mgły. I nagłych postojów pociągów  na łąkach wśród rosy. Godzina zjazdu. I bardzo wielu o kurwa w bladym  świetle poranka oblubienicę widząc.
-Uważaj! W rzygi wdepniesz! To o czym mówiłaś?
-No że  godzina też bardzo wielu olśnień.
-Chodzi ci o tego rodzaju masz  odrosty nawet ja je widzę jesteś piękna love?
-Tak. Właśnie o te.
-I co ? Pomaga ci iść ta świadomość?
-No nie wiem.  Świadomość porannego autobusu pomogłaby mi bardziej.
-Zapomnij. O piątej trzydzieści dopiero. No chodź. Popatrz. Zaraz wzejdzie.

wtorek, 29 maja 2012

Śmierć księdza




-W ogóle czasami  coś  się jednak działo. Na przykład umarł  ksiądz. Nienawidziłyśmy  go. My, dziewczynki z podstawówki. Ksiądz był  stary, głuchy i nie lubił  małych dziewczynek. Strasznie na nas krzyczał.
-Dlaczego?
 -Z  powodu hałasu.
-Przecież był głuchy
-Nielogiczne. Wiem. Ale może tylko tak nam mówił.  Może irytowałyśmy  go z całkiem innego powodu. W każdym razie umarł. Koleżanka przyniosła  wieści. Pociągnęłyśmy  do kościoła, zjednoczone jak rzadko, stadkiem, żeby zobaczyć trupa. Strasznie podekscytowane byłyśmy. Pamiętam,jak  tłoczyłyśmy  się przy barierkach, przeginałyśmy się, zamierałyśmy  w pobożnych pozach, podpatrzonych u dewotek. Wiesz, dłoń na czole i zezem przez palce.
I byłyśmy młode i żywe. A on  umarł. Całkiem trup.

piątek, 25 maja 2012

Kamienie


-Jak coś będzie tak długo leżeć  to w końcu zacznie myśleć. Z nudów.
-No może.  Zwierzęta też się nudzą.  I  kamienie. Jak byłam  mała  współczułam kamieniom. Takim dużym polnym, przydrożnym.
-Bez sensu. Kamieniom?
-Ty no. Mieszkałam w Przemyślu. Chodziłam do szkoły.  I na msze. Wiedziałam  czym jest niedzianie. A one tak leżały przy tych wyschniętych polnych drogach i cierpiały na brak zdarzeń. Tak mi się wydawało wtedy. Więc współczułam. Że   mają gorzej. Bo  jeszcze bardziej im się nie dzieje niż mi.

poniedziałek, 21 maja 2012

Kredyt



-Pani dzisiaj do mnie zadzwoniła z kablówki. I chciała mi sprzedać pakiet telewizyjny.
-I co?
-Powiedziałem  że nie chcę. Więc ona, dlaczego. Więc ja, że nie oglądam. Bo nie lubię.
I ona wtedy ze smutkiem,że  telefonu też pewnie   pan za darmo do tego nie chce.
Do mnie ciągle dzwonią. Ale już nauczyłem sobie szybko z nimi radzić. Tym od ubezpieczeń mówię, że już jestem ubezpieczony. Wszędzie i  na wszystko. Tym od abonamentowych usług medycznych, że jestem ciężko chory  w zasadzie umieram więc  się nie opłacam. Tym od usług finansowych ,że w  ogóle nie mam pieniędzy . To jest bardzo skuteczne. 
Tylko z tymi od kredytów mam problem. Bo mówię, że  już mam tyle kredytów że nie ogarniam, nie spłacam i w ogóle nie  daję rady. Ale ich nie zraża. Mówią że to nic nie szkodzi . I dadzą nowy kredyt  i   jeszcze kartę  do tego.

środa, 16 maja 2012

Wino





-Dobre to wino.
-Dobre. Chilijskie. Z owocami leśnymi. I pachnie czekoladą i dymem.
-Pyszne.  Ale najlepsze piłam w Izraelu. Nazywało się King Dawid. Taki tamtejszy jabol  szabasowy. Białe słodkie. Bo wiesz, są takie wina lejt harwest. Winogrona są maksymalnie dojrzałe, za chwilę zgniją. Lepsze już nie będą. No i to wino smakuje później jak sok winogronowy. Bardzo słodkie. Strasznie się nim upiłam na plaży  w Ejlacie. Z ciągiem dalszym.
-Opowiedz.
-Spaliśmy pod Szeratonem. Bardzo fajna miejscówka. Dawała mi poczucie bezpieczeństwa
-Pod Szeratonem. A dlaczego nie Holiday Inn? Logo nie wzbudza zaufania?
-Nie. Frymuśne jakieś pozawijane i bez sensu.
-To co z tym Szeratonem?
- No koło tego Szeratona,  był taki las na wzgórzu. To znaczy wieczorem mi się tak wydawało. Jak tam poszliśmy. No może przesadzam, że las.  Bardziej parczek. Ale taki gęsty, z krzewami. To było zupełnie magiczne, było ciemno, ciepło i upiłam się szabasowym winem.
-Narąbałaś się i wulgarnie poszłaś w krzaki pod Szeratona.
-No przecież właśnie ci mówię, że nie wulgarnie, tylko przepięknie i magicznie. Tylko rano jak szłam po jogurt okazało się, że to nie był parczek.
-Aaa. Trzy drzewa?
-Pięć.

niedziela, 13 maja 2012

Fryzjerstwo


- Dlaczego kiedyś nie było tylu gejów we fryzjerstwie? I skąd brało się tylu strasznych fryzjerów jak byliśmy dzieciakami?   W większości to byli  jak z horrorów w stylu gore.
-Bo fryzjerstwo w socjalizmie  bardziej przypominało rzeźnictwo?

poniedziałek, 7 maja 2012

Most


-Słuchaj, taki most pośrodku niczego na Sanie. Z desek. Niedorzeczny taki. Z dala od głównej drogi. Męczy mnie. To się zdarzyło? Czy to był sen?
-Za Krasiczynem. To się zdarzyło. I było jak ze snu. Zjeżdżaliśmy Pogórzem Dynowskim
-Taką serpentyną z widokami?
-No... Pięknie było. Późne popołudnie. I na burzę się mocno zbierało. Byliśmy pewni że pierdolnie i to z fajerwerkami.
-I nic się nie stało?
-Nic. Ani jedna kropla nie spadła. W chuj niemożliwie rzadki stan świata.  Ciemność i   świetlistość razem obok w bezruchu.
-Tutaj tak nie ma
-Nie. Tak  tylko w Przemyślu było. A ten most nie był taki niedorzeczny. Dało się po nim normalnie autem przejechać. Przejechaliśmy.
-Ale on tak jakoś wyrastał z  krzaków. Pośrodku niczego.
-Tak. Starej kobiety   pytaliśmy. W chustce. Pamiętasz ?
-I takie bloki tam były, tak? W drzewach i chaszczach?
-Były. Popegeerowskie. I potem wąska dziurawa wąska asfaltówka, krzaki, i nagle rzeka i most wiszący. I chmury. I elektyczność przedburzowa.. Jak w I can get no satysfaction . Jak  przed orgazmem  po amfie. Czas się rozlazł  zatrzymał i utknął.

piątek, 4 maja 2012

Dzieciństwo


-Pamiętasz ten ser? O zapachu wymiocin?
-Chujowy był. I rzeczywiście śmierdział. Łzy z oczu wyciskał.
-Zestaw śniadaniowy taki pamiętam. Siódma rano. Kleista bułka, ser salami i ciepłe mleko. I nie wiem czy bardziej chciało mi się rzygać z powodu tego smaku czy ze strachu przed wyjściem do szkoły.
-Wiesz  że peerel był jedynym krajem na świecie w którym kurczaki były droższe od wołowiny? Nie wiem czy to prawda. Może w sąsiednich krajach też tak było. W każdym razie, na obiad była często pieczeń wołowa.
-U mnie też. Musiało być coś z tą wołowiną. Ona taka… strasznie twarda była. Twarda i sucha.
-I żylasta. Nie dawało się jej zżuć. Kolejny pokarm wywołujący łzy. Rzygałam.
 W poczuciu winy że dzieci w Afryce nie mają nawet tego.

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Katar w kwietniu


- Wiesz co?
-Wiem. Źle się czujesz i boli cię gardło.
-Oo. No. I plecy i głowa. I oczy. I smarki mi ciekną i łzy. I w ogóle. Błeee. Ale nie to ci chciałam powiedzieć.
-To mów.
-Fakt medyczny ci chciałam przedstawić. Jak teraz zajarałam to lepiej.
-Odkryłaś lekarstwo na katar? Moje gratulacje. Już widzę tych przedstawicieli firm farmaceutycznych jak się tłoczą w kolejce na korytarzu. I spychają ze schodów. Kolejka aż do Żabki.
-Ej, ale naprawdę lepiej. Ciśnienie w oku zioło obniża, tak.? W Wikipedii czytałam. No więc pewnie w nosie też. Bo to obok. I mięśnie rozluźnia. I nie wiem jak, ale działa. Oddychać trochę mogę.
-Nobel w dziedzinie medycyny normalnie.
-No właśnie o to chodzi że  nie. Bo  zapomniałam o tym, że  najgorszym, najgorszym skutkiem ubocznym kataru jest  niezadowolenie z życia. I na skutek ogólnego wzmożenia doznań zmysłowych jest ono teraz jeszcze bardziej dojmujące.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Wieczność



-Ale nie ma dobrej opcji na wieczność prawda?
-W sumie nie. Czyściec  się nie liczy bo jest przejściowy.
-Ale piekło chyba jednak lepsze, co? Bo niebo to tragedia.
-Koszmar. Wieczna, kurwa  niedziela.  I wszyscy w białych szatach.
-Ze złotymi lamówkami
-Ty też masz w niebie złote lamówki!
-Ale szaty mogą być jeszcze niebieskie.
- No mogą. I wszyscy się przechadzają. Takim dostojnym krokiem. I wszyscy, wszyscy grają graja na fletach. Ewentualnie na harfach.
-Ale na pianinie nikt  nie gra.
- Masz rację, na pianinie nie. Na pianinie musiałby grać murzyn , a murzynów w  w niebie nie ma. I musiałby grać jazz, a w niebie tylko muzyka poważna.
- Też masz segregację rasową?
-Jasne.  Mam bardzo aryjskie niebo. Wszyscy mają złote włosy i niebieskie oczy.
I pan Bóg na tronie. A reszta spaceruje i gra .
Całą  kurwa wieczność.

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

10 kwietnia


- Agnes czy    ty obchodzisz rocznicę katastrofy smoleńskiej?
-Nie. Dlaczego?
-O bo tu w kalendarzu masz zaznaczone. Dziesiąty kwietnia. Na czerwono. Sorry,  że ja tak pytam, ale to… nietypowe. Wiesz .. nie pochodzisz stąd. Po prostu się zdziwiłam, oki?
-Aaa! To. Nie. To nie to . To…Jak wy to mówicie? Yyy…Okres?.
-Okres.
 -Yes. Its my last period date.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Czyściec



- A myślisz, że w czyśćcu  siedzą tacy sami nieciekawi ludzie co się nie umieli zdecydować? Czy po prostu większość?
-Nie wiem. To chyba zależy od tego jaki jest pan Bóg….. Jak  taki, jak przedstawiają go niektórzy ojcowie Kościoła i siostra Romualda  to straszny tłum. A jak taki  jak uważa ksiądz Boniecki na przykład to większość jest jednak w niebie.
-Siostra Romualda?
-Uczyła  religii . Klasy jeden trzy. Miała rzutnik, przezrocza  i wyobraźnię  katastroficzną .Na tych przezroczach coś jak Bosz, tylko gorszego sortu, polski taki. Kary boże, zarazy i potępienia.
-Ale to chyba niemożliwe żeby Pan Bóg ..…
-Był jak szef korporacji? Nie wiem…Chyba niemożliwe… To co z tym twoim czyśćcem?
-Takie przeszklone miejsce. Za trochę brudnymi  szybami.  Szkła dużo, w zasadzie same szyby. I zawieszone w przestrzeni. Gdzieś w okolicy nieba tylko niżej. I takie ludzkie twarze za tą szybą. Takie z wyrazem czekania na pociąg, ale nie na skaemkę co za siedem minut, a na  pośpieszny w Kutnie  za cztery godziny.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Happiness



-Tylko ty się nie przyzwyczajaj do tego, że ci tak dobrze.
-Nie, ja nie…
-Jak  nie. Przecież widzę jak leżysz  i się przyzwyczajasz.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Śnieg wiosną


-Krajobraz w miniaturze
-Popatrz jak szybko topnieje
-Wiosna ekspres.
-Na ziemi już nic nie ma
-Popatrz. Jak ośnieżone szczyty  Himalajów
-Kobieto ty wiesz jak wyglądają Himalaje? To są Bieszczady. Ośnieżone.
-Ale zobacz.  Wszędzie indziej się stopiło.. To jakaś prawidłowość  fizyczna. Dlaczego?
-Izolacja może. Na ziemi się topi bo  ziemia nagrzewa się szybciej. One mają już chyba strukturę podobną do styropianu. Są wyschniete, prawie rozłożone.
Tak mi się wydaje. Nie wiem.

.........



-Co robicie?
-Kucamy w  słońcu. Przyglądamy się naturze. Zadajemy pytania.
-A. Aha. A dlaczego patrzycie przy tym na psie kupy?

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Anal a sprawa polska



–No wiesz. Bo moja babcia, wychowując mnie patriotycznie wpoiła mi niechęć do bycia Polką. Na forever. Bo bycie Polką oznaczało że ktoś cię rucha, kiedy ty niekoniecznie chcesz, by to robił, bo mało cię on pociąga. I trudno się skoncentrować  na rzeczywistości bieżącej trzymając się za dziurę w tyłku i wciąż się odwracając, żeby zobaczyć czy Niemce albo Ruskie nie grzebią już w rozporkach łakomym okiem patrząc na naszą dupę. Nie żebym miała coś przeciwko analowi. Ale wtedy kiedy ja chcę.
- Bo to jest bolesny anal.   Wciąż o  nim marzymy. Lubimy jak ktoś nas boleśnie rucha w dupę.  Bo wtedy możemy z cierpiącą miną  miną i obtartą dupą być dumni że to my mamy tę dziurę której pragną inni. To nas zaborcy chcieli . Fajna jest nasza dziura w dupie. Piękna jest nasza Polska.

sobota, 7 kwietnia 2012

Żabka nasza betlejemska


-Z suką wychodzę z podwórka. I i coś mi się nie zgadza bo w pizdu ciemno, i nikogo, a wieczór piękny.Więc sikam  psem i patrzę i już wiem.
-Co wiesz?
-Żabkę zamknęli. Lampion nasz świetlisty  w mroku gorejący. Gwiazdę betlejemską, cel wszystkich celów, skrzyżowanie szlaków i centrum życia społecznego.  Naszą pewność na świecie jedyną,  że boże narodzenie, trzeci maja czy  katastrofa smoleńska  a browar w Żabce do dwudziestej trzeciej. Albowiem nie znacie dnia i godziny.  Awaria kasy jest w Żabce zjawiskiem nieprzewidywalnym. I nie wiadomo, czy otworzą za dwie godziny czy dwa tygodnie. Albo miesiąc. I jest czekanie i ciemność. Ale potem   radość i światłość .
I dobra nowina się w społeczności  osiedlowej niesie.  Żabkę otworzyli!


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Weterani



- Ty ale  o czym mówi ten generał? Jak ustawa? Wytłumacz.
- Nie można będzie obrażać weteranów.  Ponieważ na  forach internetowych ludzie pisali, że żołnierze z Afganistanu to najemnicy  i okupanci. I wyrazy wulgarne.
-Jak to na forach.
-Tak. I armia  postanowiła zareagować. I rozumiesz, jak ja w pracy spadnę z drzewa  i się połamię to  można mnie będzie całkiem oficjalnie nazwać głupim chujem. A jak żołnierzowi polskiemu  mina oberwie nogę  to będzie to oberwanie bohaterskie. O znaczeniu państwowym. Mimo że jest to konsekwencją jego pracy. I nikt go na misje nie zmusza wyjeżdżać.
-Czekaj. Czy ja dobrze rozumiem? To jeżeli   na skutek dziejowych okoliczności splotło się  się,  że jakaś świeżo poślubiona z Kędzierzyna na przykład Koźla wymarzyła sobie kuchnię pod zabudowę a  Miller czy inny Kaczyński  wysłali wojska do Afganistanu  i umożliwili żołnierzowi polskiemu zarobienie cztery razy tyle co tu, na tę kuchnie akurat, to ja nie mogę już nic na ten temat powiedzieć? Nic?   I teraz, jakbym chciała zaangażowanie społeczne w dyskusji na forum internetowym przejawić to już nie mogę go nazwać okupantem? I  jeszcze  ten okupant ma pierwszeństwo przede mną u lekarza w kolejce? Bo ja kwiaty zawodowo sadzę i to jest chuj po prostu wobec ojczyzny? A on nie obejrzał Plutonu, ani Ofiar wojny, nie przemyślał umowy o pracę i  ma traumę ?
-I taka trauma państwowo wojskowa ma oczywiście większą wagę  i  doniosłość niż czyjakolwiek trauma prywatna. Pamiętasz jak Haśek w Szejku pisał? O hierarchii. Najpierw idzie przełożony żołnierza, potem żołnierz. Potem idzie   wojskowa latryna, potem  wojskowa onuca. Potem przerwa i długo długo długo  nic. I na   końcu jest cywil. 




czwartek, 29 marca 2012

Weterynarz





-Byłam dzisiaj u weterynarza . Zbadał sukę, dał jej zastrzyk, potem odgarnął włosy z czoła, długie ma, a na czole taki straszny ślad po uderzeniu. Siniak we wszystkich kolorach tęczy. Wkurwiłam się strasznie, jakiś chuj mi pobił ukochanego weterynarza. A on taki dobry łagodny człowiek. Pytam , co się stało, zabiję skurwysyna niech go tylko znajdę, a on, że nic.  Ej, mówię, ktoś panu to zrobił, a on na to, no dobra, to ja już powiem.
-O tak  tu tu siedziałem. Przy komputerze. I tak trochę przysnąłem. I głowa mi spadła…

poniedziałek, 26 marca 2012

Życie seksualne Polaków


- W Polityce  jest raport o życiu seksualnym Polaków. Właśnie skończyłam.
-I co wyczytałaś?
-  Że Polacy są generalnie zadowoleni ze swojego seksu. I że  tylko siedemnaście procent polskich mężczyzn  i trzynaście  procent kobiet uprawia seks oralny.
-To znaczy kto komu?
-No też nie kumam. Ale w obu wersjach strasznie mnie męczy ta informacja. Bo oznacza, że ponad osiemdziesiąt  procent mężczyzn których mijam na ulicy żyje bez lodzika. Albo się przed sobą samymi w anonimowej ankiecie  nie przyznaje. I już naprawdę  nie wiem co gorsze…

czwartek, 22 marca 2012

Emerytura



-Plan emerytalny? Mam taki, że zamieszkam na lotnisku w Monachium.  Zimą  ciepło, a ławki wygodne. Tamtejsi bezdomni są najczystsi na świecie. Prawdę mówiąc, byli czystsi od nas, wracających z wakacji . A może nawet jadących, bo w końcu koczowaliśmy tam dwadzieścia godzin i piliśmy wódkę. A od picia wódki człowiek się strasznie brudzi.
-To prawda. I brzydnie.
 -Brzydnie. No więc mieliśmy rozłożone bardzo nieporządne obozowiska z toreb koców i śpiwora. A oni, jak przychodzili, byli schludni, idealnie wyprani, pewnie z powodu darmowych i też super czystych pryszniców.
-To kosztuje
-No wiem, że to kosztuje. Ale skuteczne jest.
Tam są takie jeżdżące powierzchnie, coś jak ruchome schody. Tylko płaskie.. W oświetlonych jarzeniówkami tunelach.  Całe kilometry.  Jasno, tyle że cały czas tak samo, przez całą dobę. Najdziwniej jest w nocy. Byłam tam sama. Na wielkim lotnisku, jeździłam tak godzinami i nie spotykałam prawie nikogo. On spał, a ja jeździłam.
-Nie było ci dziwnie?
-Nie było mi smutno ani wesoło. Po prostu byłam sama. Poza tym tam nie jest ani trochę w ten sposób okropnie, jak na przykład  na Stansted. W nocy jest  tam trochę tak, jakby się umarło i było w czyśćcu.

wtorek, 20 marca 2012

Żwirek i Muchomorek





-Żwirek i Muchomorek sa online. Wiesz? Na jutubie.
-Ci to byli dziwni. Oglądałaś?
-Teraz są jeszcze dziwniejsi. Bo wszystko inne się zmieniło. A oni są tacy samiutcy. W zimie byli, pamiętam.
-Lubiłaś?
- Fascynację czułam. I strach..
-Ty też?  Mroka się bałem jak chuj.
-Posłuchaj: I zapadła ciemność. I nie było już ani Żwirka ani Muchomorka. Nie było już  nic.
 Obejrzysz?
-Jutro . Dzisiaj ledwo na oko widzę.
-Co ci się stało?
- Koleś mnie wkurwił jeden. Dyskusja się wywiązała. Butelką mi z tulipana jebnął.
-I co po?
-On ?  Szycie.

...........

-I jak?
-Ty no. Kurwa.Mroka  jak zobaczyłem to przysiadłem.


piątek, 16 marca 2012

Prąd


-Słuchaj a ty nie bierzesz tego zbyt osobiście ? To w końcu tylko elektrownia .
-Jak to tylko elektrownia? Wbrew wszelkim prawom ludzkim i regulacjom europejskim zabrali mi prąd.
I żebym to ja tak po prostu po prostu im zalegała. To by sprawiedliwe było. Ale oni , oni najpierw nie wysłali faktury,  a potem ten gruby facet pod pozorem sprawdzenia stanu licznika  wyłudził ode mnie klucze  i  wszystko zgasło, a on mi oznajmił cytuję Ha ha i teraz nie ma pani prądu. A potem ta pipa na infolinii nie chciała ze mną gadać, bo nie miałam jakiegoś oświęcimskiego kodu abonenta.. I zabrali mi możliwość robienia herbaty, makijażu, pisania i słuchania radia a na koniec zaingerowali w najbardziej wrażliwą część moją i własność kobiecą.
-To znaczy?
 -Moje zapasy. Chińszczyzna co ją robiłam cały wieczór mi się rozmroziła. I szpinak.. I jeszcze potem, jak się okazało, że jednak niesłusznie zrobili to włączą jutro. Bo po piętnastej nie robią..
No ale dzięki temu jesteś teraz moim bohaterem.
- Tego to już z kolei  nie kumam.
-No świeci przecież. Gra i buczy. I internet mamy i muzykę. Ten kabelek za licznikiem za eską. Odzyskałeś co zabrali. Z partyzanta odzyskałeś.  I  rzuciłeś mi pod stopy. Mój prąd.

wtorek, 13 marca 2012

Narnia


-Możesz rozmawiać? Gdzie jesteś?
- W Narni . Pięknie jest.
- Eeee…
-. W lesie z psem jestem.. I jest pierwszy ciepły dzień. I jest jak w Narni.
-A… ok. Kumam. Słoneczko prześwieca przez gałązek ażur? Te sprawy? Efekty specjalne matka natura zesłała.?
-  No.   Łzy zachwytu w oczach stają. Świetliście, przejrzyście,   trikolor. Buki szare, liście brązowe i  jadowicie zielony mech. I ani jeden listek nie drgnie, i ptaszki….I nawet ta para emerytów  co ją spotkałam na ścieżce… Oni też wyglądali jakby byli stamtąd.  Stali tam, bez ruchu,  z takim  z bezgranicznym brakiem myśli i niechęcią w twarzach. Jak dziwne narnijskie stworozwierza . Pękate i ospałe. Tylko ryjków im brakowało,  i uszu kudłatych.
No i tak  idę i patrzę i oczom moim własnym nie wierzę.
-Że Narnia istnieje?
-Nie. W to nie. Wyspy Karaibskie też istnieją i Malediwy też. A nie lądują znienacka  w marcu, w naszym z suką lesie, nie? A Narnia tak.

czwartek, 8 marca 2012

10 gramów


-Zobacz. Tutaj .We wiadomościach   lokalnych.
-Ile? Dziesięć? Ej, ale co to jest za ilość w ogóle?
-No właśnie wychodzi na to, że znaczna.
-  Ty to kumasz?   Ile się trzeba   na telefonie nawisieć, nachodzić, najeździć powiększając efekt cieplarniany i dziurę ozonową? Nakombinować ze szkodą dla pekabe narodowego, bo przecież w tym czasie można  na przykład pracować? Albo myśleć o czymś innym pożytecznym  dla przyszłości swojej lub świata? I jeszcze z wyprzedzeniem kombinować, bo to zawsze trwa. Zawsze. A jeżeli nie trwa i udaje się od razu i na telefon, to znaczy że już trzeba zacząć ogarniać  na przyszłość, bo to stan dobrobytu idealnego, który w przyrodzie na stałe nie występuje co pokazała nam sytuacja  Grecji oraz  Juropian Junion i wiecznie trwać nie będzie. Zaraz się  w ten czy inny sposób  skomplikuje, zajdą  zmiany   i trzeba będzie mozolnie wszystko zaczynać od nowa. Te dziesięć gramów  przynajmniej na jakiś czas wystarczy i  można się w spokoju zająć pracą, gotowaniem obiadu wychowaniem dzieci i zwierząt  oraz życiem seksualnym, powiększającym szczęście i zadowolenie  narodowe brutto, a nie kupowaniem zabronionych przez prawo środków. Jako matka Polka to mówię i wiem.
Przecież to suszona roślina jest, nie? Zioło. Plant. Herb. I co to jest za ilość ja się pytam  w porównaniu z byle torebką z Herbapolu?

środa, 7 marca 2012

Smutek


-Ja rozumiem, że żyjemy w Polsce. Ja rozumiem. Ja już nawet zaakceptowałam to, że tu tak jest. Na przykład tacy Włosi. Ooo! Może być znacznie gorzej.
I pogodziłam się z tym, że fajnego faceta to ja widzę kilka razy do roku. I że w całym  zeszłym roku poznałam trzech mężczyzn z którymi teoretycznie mogłabym się przespać.
-Ściemniasz..  Młody Kwiatkowski   był dwa lata temu.
-To on się nawet do tego roku nie zalicza?! Fakt, fakt. Szlag. Ale ja już to akceptuję, rozumiesz. Ale dlaczego jak już spotykam fajnego faceta to on jest niski?! No dlaczego?

piątek, 2 marca 2012

Wycieczka

-Dzwonię do ciebie, bo taką propozycje mam. Możemy pojechać na wycieczkę.
- Coś ty. Kasy nie mam.
-Za sto euro do Francjii, przez Belgię. Na dwa tygodnie. Na razie tylko ten kierunek jest dostępny. Sukę możesz wziąć. Nie chciałabyś?
-Do Francji? Na dwa tygodnie. Za sto euro?
-Sto euro. Ze spaniem. Tylko jedzenie musiałybyśmy mieć, no i jakieś pieniądze, jakbyśmy chciały sobie coś kupić. Aha. Jedzie się ciężarówką.
-Ciężarówką?
-Bo ja kolegę takiego mam. I on na tirach jeździ, a teraz dodatkowo te  wycieczki organizuje, bo kryzys i musi sobie dorobić.
Tam jest dodatkowa sypialnia na piętrze w kabinie, i tam właśnie możemy spać. Suka też się zmieści. I oczywiście można pojechać na krócej, ale wtedy powrót na własny koszt....

wtorek, 28 lutego 2012

Dzień świra



-Co robisz?
-Patrzę w okno i opad myślą wywołuję.
-Jaki opad?
-Śnieg, deszcz, obojętne. Jakiś w ogóle. Żebym nie musiała iść na spacer z suką. Bo jest ohydnie, zimno, ciemno i wieje.  I strasznie mi się nie chce. A jak  zacznie w dodatku  padać, to ustaną mi wyrzuty sumienia.
……….
-Łał.
-Co łał?
-Udało mi się.

czwartek, 23 lutego 2012

Wkurw



-Posłuchaj tej reklamy. Zjedz tabletkę. Zjedz , bo tania. Zjedz, bo jesteś starą babą w płaszczu, wierzysz w matkę boską i rosół. Zjedz, bo jesteś  młodą matką z rozstępami  i kryzysem tożsamości. Zjedz, bo masz na imię Krysia, pracujesz w zusie i od bardzo dawna nikt  cię porządnie nie zerżnął. Weź tabletkę i uwierz w moc witaminy  c. My ci ją sprzedamy. Tanio. We dont  respect you. I w dupie mamy ciebie i twoją wątrobę. Na nią też sprzedamy ci tabletkę.  Spotkałeś kiedyś dilera, który by cię namawiał do kupna?!
- Nie… Kurwa, nie.  W filmach, widziałem. Amerykańskich.
-Otóż ja też nie. I nigdy  diler nie odnosił się do mnie z takim brakiem poszanowania istoty mojej ludzkiej jak producent rutinacei maks. W majestacie państwa  prawa, za zgodą ministra zdrowia i na falach polskiego radia .
-A co ty taka drażliwa jesteś ?
-Luty. Brak słońca. Odwilż. Ale  powiedz mi, czy to nie jest zajebiście, zajebiście głupie?

wtorek, 21 lutego 2012

Plus pięć

-Ile jest?
-Plus pięć.
-Fuj...Jaka wstrętna temperatura.
-Odwilż.
-Rozzztop.
-Mokre.
-Zimne.
-Szare.
-Brzydkie.
-Płynie.

piątek, 17 lutego 2012

Nabożeństwa


-W kościele? Podobała mi się zmienność ornatów w ciągu roku. Jak zaczynały się ciemne dni, polska ciemność od listopada do marca, to był teatr. Kolor światło dźwięk. Tu się błyszczy tam świeci. Ciemne godziny po odrabianiu lekcji przed dobranocką trzeba było jakoś przetrwać. A było zimno i  nikogo  na podwórku.  Kościół był blisko. To chodziłam do kościoła.
- Lubiłaś to?
-Jasne. W listopadzie było nudno, bo były wypominki. I adwent też nie za bardzo. Ale potem było boże narodzenie, święto kolorowych świateł, choinek i zwierząt w szopce. I czerwień i złoto na ornatach. Żywe  barwy. I trochę żywsze  piosenki. Po bożym narodzeniu nie pamiętam co było, wielki post chyba. Wielki post był długi, nudny i nazywał się złowieszczo. Później wielkanoc i boże groby, przy których nie wolno było się śmiać ani robić min i trzeba było stać z takim durnym poważnym wyrazem twarzy.
I potem były majówki. Do majówek miałam sprzeczne uczucia. Głupia pora, bo wiosną kościół tracił swój urok. Już było ciepło i można było robić różne rzeczy na powietrzu. Ale było coś co mnie pociągało
-Co?
-Litanie. Takie długie  modlitwy do matki boskiej z określeniami.
- To już  chore .  Nikt normalny tego nie lubił.
-Ja lubiłam. Na początku był standard, jakaś pani przeczysta, zawsze dziewico. Potem się rozkręcało,  a najlepsze  określenia były na końcu. Przybytek  sławny pobożności  na przykład, pamiętam. 
Słowa. Mnóstwo  nowych, dziwnie brzmiących słów. A po majówkach  długo długo nic, bo było ciepło. Aż do października.

wtorek, 14 lutego 2012

Walentynki


-No dobra, nie złość się już. I nie ruszaj się przez chwilę. Stój tam.
-No stoję
-Kurde, ale wyglądasz.
-Jak?!
-Jak coś pośredniego między tą z Przeminęło z wiatrem…No jak jej tam było?
-Skarlet O’Hara.
-Właśnie . Skarlet. Wyglądasz jak coś pomiędzy Skarlet O’Harą, a ..a…
-Mmm. Tak?
-A pokemonem.

czwartek, 9 lutego 2012

Mnich


 -Wiesz, dzisiaj na tym skrzyżowaniu koło Kauflandu. Zobaczyłam mnicha, habit miał, sznurem przepasany  i kaptur. Straszny  gotycki i surowy w  wyrazie. Szedł ulicą i jak z  Imienia róży wyglądał no mówię ci. Ciemno, pada, on w tym kapturze. Idę za nim, podchodzę  bliżej, patrzę a on ma rozumiesz miecz. 
-Nie ma już zakonów rycerskich
-No wiem przecież. Właśnie o tym mówię. No więc podchodzę,  chociaż trochę się boję i pytam kim jest i z jakiego  zgromadzenia.  A on na to że rpg  i wcale  nie jest mnichem tylko rycerzem Jedi.

wtorek, 7 lutego 2012

Śnieg


-Strasznie brzydko pada dzisiaj śnieg.
-Śnieg zawsze pada brzydko.
-Niee.  Brzydko jest później. Jak już napada i znieświeżeje. Jak pada to jest ładnie. Lubię jak pada. Takie wielkie białe płaty. I tak pięknie majestatycznie wiruje. A ten tutaj? Zapierdala  jak deszczem. I płatki ma strasznie małe. No i  do tego   makabrycznie ciemno. Wcale nie  jak w bajce.
-A co w ogóle robisz?
-Ja? Nic. Pies coś robi. Od czterech godzin trzyma w pysku orzech makadamia.

piątek, 3 lutego 2012

Instancja ostateczna



-Hej. Odbyłam kafkowską drogę po szpitalu. Z dokumentami. Z tymi ubezpieczeniowymi,  co się im zgubiły. Co  się pytałam pięć razy, czy to na pewno te mają być. Miałam je zostawić w sekretariacie na trzecim piętrze. I jak przyszłam, to pani w sekretariacie   mi powiedziała, że coś z tymi świchami jednak  nie tak. I że muszę pójść do pokoju sześćdziesiąt pięć na pierwszym piętrze i to wyjaśnić. Więc zjechałam windą, bo na piechotę się od razu gubię. No więc idę tym korytarzem, dookoła ten zabytkowy gmach, za  oknami platany w śniegu. Szukam pokoju sześćdziesiąt pięć. Coś mi się nie zgadza, bo numery mają przedział sto dwieście, ale myślę sobie wszystko na tym świecie jest możliwe, również  wbrew wszelkiej matematycznej logice. Oczywiście nie znajduję, zaczepiam  przechodzącego lekarza.
-O tam. Do tamtej żółtej tablicy pani podejdzie. I tam jest sekretariat. I one tam na pewno coś wiedzą. 
 W sekretariacie nikogo.  Zjeżdżam na parter, idę na izbę przyjęć, bo muszę wziąć  jeszcze coś z faksu. Biorę  ten papier  i  pytam czy wiedzą gdzie jest pokój sześćdziesiąt pięć.   No więc korytarzem i obok bufetu.  Idę tam, ciemny korytarz.  Wchodzę.  Pokój też ciemnawy, przy komputerze kobieta taka w wieku przedemerytalnym, stalowa siła od niej bije, może nie Margaret Taczer, ale blisko.
Obok niej lekarz.  Ona mu coś  tłumaczy, o rozliczeniach kodach i procedurach, a on na nią patrzy i ma w oczach  szaleństwo i niezrozumienie.  I od razu widać, że to ona tu trzyma w kupie wystrzępioną materię rzeczywistości. Więc ona kończy z tym lekarzem, patrzy na mnie, rzuca okiem na dokumenty i mówi, że nie te. No więc ja jej opowiadam o drodze mojej z tymi dokumentami, trudnej i zawiłej i że pięć razy się ich pytałam,  te czy nie te.
Na co ona prostuje się i z tą swoją taczerowską siłą mówi
-Oni? Oni nic nie wiedza. To ja jestem instancją ostateczną.
 No i wyobraź sobie że mogę dosłać  te dokumenty mejlem. Nie faksem.
Instancja ostateczna jako jedyna posługuje się mejlem.

środa, 1 lutego 2012

Szpital

-Cukrzyca. Zaparcia. Nowotwory? Nie? Dziękuję pani. Teraz druga pani. Odpowie mi pani na kilka pytań? Bo ja  jestem studentem  medycyny i będę miał z pani sprawdzian.
Proszę się nie śmiać.  Ja tu mam taką ankietę.  To jest kilka pytań, naprawdę  chwila. Choroby u  pani i w najbliższej rodzinie.   Zawały. Cukrzyca,  Nowotwory.  Ciąże, porody i poronienia. A i jeszcze powie mi pani  kiedy  wystąpiła pierwsza miesiączka.
Ja panią naprawdę bardzo  proszę. Bardzo. Niech pani będzie poważna. Przecież to wcale nie jest śmieszne. To są poważne sprawy. I  jak mi pani nie powie, to  ja nie zaliczę. Tu chodzi o moją przyszłość. Przecież ja już pani mówiłem, że mam z pani sprawdzian.

niedziela, 29 stycznia 2012

Mróz

-Ale zimno nie?
-No. Kiedyś jak byłam mała to mi język przymarzł do furtki.
-Do furtki?
-Metalowa była. Metal na mrozie dziwnie pachniał. Chciałam sprawdzić jak smakuje.
Polizałam. I przymarzł mi język.
-I co?
-No oderwałam. Mam przecież.

-Buka przyszła i to ruska. Byłaś tam?
-Byłam.Wszystko zamarłe. Nawet pies suka szczyć wychodzić nie chce.

-O. Minus dużo jest. I mamy mróz na szybie.
- Nie patrz tam. Nie wyglądaj na ciemne i zamarłe.
-No strasznie jest. Ale wciągająco. Czarno białe w bezruchu.
-Kurwa. Takie noce są jak dotknięcie ciemnej dupy śmierci.
-Są.  Chodź. Zajaramy. I dotkniesz żywej mojej dupy jasnej.

czwartek, 26 stycznia 2012

Władca Pierścieni

 -Idziemy do kina dzisiaj. Na dwudziestą drugą, mam nadzieję, że nie zasnę. Chociaż jeszcze w kinie mi się nie udało.
-Mnie tak. Ale film był straszny. Straszny.
-To na czym zasnęłaś?
-Nie pamiętam tytułu. To było fantasy, o karłach.
-Willow?
-Nie, Willow było dawno temu. A to ostatnio. Parę lat temu.
-Ostatnio nie było filmu o karłach. No coś ty.
-Był. I był  długi.
-O karłach? Jaki tytuł? Przypomnij sobie.
-Ej no naprawdę nie pamiętam. Ale to było o dwóch ponurych karłach zmierzających w kierunku wielkiej cipy.
- Hobbici?  Oko Saurona? Władca Pierścieni?
-Tak, to był Władca Pierścieni. Właśnie.

niedziela, 22 stycznia 2012

Niedziela

-I jak tam jest? Co?
- Są chmury. Zero jest. I nie  pada
-A wieje?
-Nie, nawet nie wieje.
-To jak jest? Bo ja nie wiem czy wstawać.
-No kurde co ja ci mam jeszcze powiedzieć? Taka  zwykła normalna styczniowa chujowizna jest.